Sen Adama - Rosyjska dusza

Idź do spisu treści

Menu główne:

Sen Adama

Mikołaj Gumilew

Сон Адама
Николай Гумилёв

От плясок и песен усталый Адам.
Заснул, неразумный, у Древа Познанья.
Над ним ослепительных звезд трепетанья,
Лиловые тени скользят по лугам,
И дух его сонный летит над лугами,
Внезапно настигнут зловещими снами.

Он видит пылающий ангельский меч,
Что жалит нещадно его и подругу
И гонит из рая в суровую вьюгу,
Где нечем прикрыть им ни бедер, ни плеч…
Как звери, должны они строить жилище,
Пращой и дубиной искать себе пищи.

Обитель труда и болезней… Но здесь
Впервые постиг он с подругой единство.
Подруге — блаженство и боль материнства,
И заступ — ему, чтобы вскапывать весь.
Служеньем Иному прекрасны и грубы,
Нахмурены брови и стиснуты губы.

Вот новые люди… Очерчен их рот,
Их взоры не блещут, и смех их случаен.
За вепрями сильный охотится Каин,
И Авель сбирает маслины и мед,
Но воле не служат они патриаршей:
Пал младший, и в ужасе кроется старший.

И многое видит смущенный Адам:
Он тонет душою в распутстве и неге,
Он ищет спасенья в надежном ковчеге
И строится снова, суров и упрям,
Медлительный пахарь, и воин, и всадник…
Но Бог охраняет его виноградник.

На бурный поток наложил он узду,
Бессонною мыслью постиг равновесье,
Как ястреб врезается он в поднебесье,
У косной земли отнимает руду.
Покорны и тихи, хранят ему книги
Напевы поэтов и тайны религий.

И в ночь волхвований на пышные мхи
К нему для объятий нисходят сильфиды,
К услугам его, отомщать за обиды —
И звездные духи, и духи стихий,
И к солнечным скалам из грозной пучины
Влекут его челн голубые дельфины.

Он любит забавы опасной игры —
Искать в океанах безвестные страны,
Ступать безрассудно на волчьи поляны
И видеть равнину с высокой горы,
Где с узких тропинок срываются козы
И душные, красные клонятся розы.

Он любит и скрежет стального резца,
Дробящего глыбистый мрамор для статуй,
И девственный холод зари розоватой,
И нежный овал молодого лица, —
Когда на холсте под ударами кисти
Ложатся они и светлей, и лучистей.

Устанет и к небу возводит свой взор,
Слепой и кощунственный взор человека:
Там, Богом раскинут от века до века,
Мерцает над ним многозвездный шатер.
Святыми ночами, спокойный и строгий,
Он клонит колена и грезит о Боге.

Он новые мысли, как светлых гостей,
Всегда ожидает из розовой дали,
А с ними, как новые звезды, печали
Еще неизведанных дум и страстей,
Провалы в мечтаньях и ужас в искусстве,
Чтоб сердце болело от тяжких предчувствий.

И кроткая Ева, игрушка богов,
Когда-то ребенок, когда-то зарница,
Теперь для него молодая тигрица,
В зловещем мерцаньи ее жемчугов,
Предвестница бури, и крови, и страсти,
И радостей злобных, и хмурых несчастий.

Так золото манит и радует взгляд,
Но в золоте темные силы таятся,
Они управляют рукой святотатца
И в братские кубки вливают свой яд,
Не в силах насытить, смеются и мучат,
И стонам и крикам неистовым учат.

Он борется с нею. Коварный, как змей,
Ее он опутал сетями соблазна.
Вот Ева — блудница, лепечет бессвязно,
Вот Ева — святая, с печалью очей,
То лунная дева, то дева земная,
Но вечно и всюду чужая, чужая.

И он, наконец, беспредельно устал,
Устал и смеяться и плакать без цели;
Как лебеди, стаи веков пролетели,
Играли и пели, он их не слыхал;
Спокойный и строгий, на мраморных скалах,
Он молится Смерти, богине усталых:

«Узнай, Благодатная, волю мою:
На степи земные, на море земное,
На скорбное сердце мое заревое
Пролей смертоносную влагу свою.
Довольно бороться с безумьем и страхом.
Рожденный из праха, да буду я прахом!»

И, медленно рея багровым хвостом,
Помчалась к земле голубая комета.
И страшно Адаму, и больно от света,
И рвет ему мозг нескончаемый гром.
Вот огненный смерч перед ним закрутился,
Он дрогнул и крикнул… и вдруг пробудили

Направо — сверкает и пенится Тигр,
Налево — зеленые воды Евфрата,
Долина серебряным блеском объята,
Тенистые отмели манят для игр,
И Ева кричит из весеннего сада:
«Ты спал и проснулся… Я рада, я рада!».


Sen Adama
Przekład: Tadeusz Rubnikowicz

Umęczył Adama zabaw szumny czas.
Zasnął, nierozważny, przy Drzewie Poznania.
Nad nim  konstelacji gwiezdnych migotanie,
Łąkami pomyka sinych cieni pas
I duch jego senny leci nad łąkami,
Wkrótce się nasyci złowieszczymi snami.

Z mieczem gorejącym przed nim anioł stał,
Ciął okrutnie jego oraz połowicę
I wyganiał z raju w śnieżną nawałnicę,
Gdzie nie ma czym okryć obnażonych ciał…
Sami muszą znaleźć leże i odzienie,
Procą i maczugą zdobyć pożywienie.

Tu padół mordęgi i chorób … Lecz tu
Doświadczył dopiero czym jest jedność ciała.
Połowicy rola matki się dostała
I rydel – dla niego, by kopać mógł grunt.
W służbie dla Innego, ziała dusza pusta,
Brwi się nachmurzyły i zacięły usta.

Tu są nowi ludzie… Bije od nich chłód,
Spojrzenia surowe i śmiech sarkastyczny.
Na wieprze poluje Kain atletyczny,
Abel zaś gromadzi oliwki i miód,
Nie służą oboje woli patriarszej:
Młodszy stracił życie, uciekł zbrodniarz, starszy.

Wiele przyszłych zdarzeń poznał swoim snem:
W rozpustnej rozkoszy tkwi jego gatunek,
On w arce bezpiecznej znajduje ratunek,
Jednak wraca znowu przesiąknięty złem
Ociężały oracz i źli wojownicy…
Ale Bóg ochrania lud jego winnicy.

Ukrócił rozpustę, zmył duchowy brud,
I myśleniem twórczym zajął się bez zwłoki
Jak orzeł wzlatuje dumnie pod obłoki ,
Z zacofanej ziemi przejął złoża rud.
Pokorni i cisi, księgi jemu chronią
Z liryką poetów i z tajemną Torą.

I w noc czarowania, gdzie ścielą się mchy
Do niego w objęcia nie schodzą sylfidy,
By mu wiernie służyć i mścić się za krzywdy -
Nie duchy gwiaździste, nie żaden duch zły,
Do skały słonecznej znad groźnej głębiny
Ciągną jego czółno błękitne delfiny.

Lubi on ryzyko niebezpiecznych gier -
Szukać w oceanach nieznane krainy,
Wchodzić nieroztropnie na wilcze dziedziny
I widzieć równiny z niebosiężnych sfer,
Gdzie z wąskich ścieżynek kozy się zrywają
I pachnące róże z gracją się kłaniają.

Uwielbia zgrzytanie, gdy stalowy nóż,
Tnie bryłę marmuru dla statui nowej,
I dziewiczy chłodek jutrzenki różowej,
I subtelny owal, widząc młodą twarz, -
Gdy na płótnie sztalug pędzla uderzenia
Kładą się jaśniejsze i bardziej promienne.

Zmęczy się i w niebo swój kieruje wzrok,
Ślepe i bluźniercze spojrzenie człowieka:
Tam, gdzie od prawieków boży twór urzeka -
Rozgwieżdżony namiot łagodzący mrok.
Świętymi nocami, spokojny i srogi,
On zgina kolana i marzy o Bogu.

On myśli świetlanych, jak pszczół nowy rój,
Spodziewa się ciągle z różowej przestrzeni,
Bo z nimi pojawia się wiele nadziei
Na nowe doznania, obfite jak zdrój,
Odloty w marzeniach i groza w twórczości,
By serce bolało od trudów przyszłości.

I Ewa łagodna, gdy tworzył ją Pan,
W przeszłości dzieciątko, w przeszłości pannica,
A teraz dla niego jest jak tygrysica,
Złowieszczy błysk pereł ujawnia jej stan,
Wnet burza i krew, i namiętność nieznana
Lub radość złośliwa z nieszczęściem związana.

Jak złoto go wabi i cieszy od lat,
Lecz w złocie podstępne skrywają się siły,
Ich cel świętokradczy, zdradziecki, niemiły
I w czasze braterskie wlewają swój jad,
Nie mogąc nasycić się, męczą i śmieją
I jęków, i krzyków nauczyć umieją.

On toczy z nią boje. Perfidny, jak wąż,
Oplątał ją szczelnie pokusy sieciami.
To Ewa - rozpustna, wdziękami wciąż mami,
To Ewa - świętoszka, łzy w oczach ma wciąż,
To dziewa księżyca, to ziemska dziewica,
I wiecznie jest obca, i zmienne jej lica.

U niego, nareszcie, gdy pozbył się sił,
I śmiech, i łzy bólu pojawiać przestały;
Stulecia, jak stada łabędzi leciały
Ze śpiewem i graniem, lecz on głuchy był;
Spokojny, surowy, wśród skał marmurowych,
On modli do Śmierci, bogini zmęczonych:

„Posłuchaj, Zbawienna, niegodnych mych rad:
Na ziemskie przestrzenie, na morza bezdenne,
Na serce boleścią zgnębione niezmiernie
Racz wylać zbawienny, śmiertelny twój jad.
Już walczyć z głupotą i strachem przestanę.
Jak z prochu powstałem, niech prochem się stanę!”

I ciągnąc powoli szkarłatny swój tren,
Pomknęła ku ziemi błękitna kometa.
I drży, wraz z Adamem, rodzima planeta
I grzmot mózg rozsadza. Okrutny to sen.
Lej trąby ognistej się przed nim obrócił,
On drgnął i zajęczał… i nagle obudził

Na prawo – Tygrysa nurt pieni i skrzy,
Na lewo – Eufratu się woda zieleni,
Dolina srebrnymi blikami się mieni,
Cieniste mielizny tam wabią do gry
I Ewa ze sadu przyzywa radośnie:
„Już nie śpisz… Chodź do mnie, pokłońmy się wiośnie!».



 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego