Uskrzydlona dusza - Rosyjska dusza

Idź do spisu treści

Menu główne:

Uskrzydlona dusza

Mikołaj Gumilew

Aleksander Kuprin
Uskrzydlona dusza

Było w nim coś, co przypominało dzikiego i dumnego, wędrownego ptaka: Mała, okrągła z tyłu głowa, na długiej szyi, długi prosty nos, oczy o badawczym  spojrzeniu, spokojne ruchy.
Jak ptak, kochał przestrzeń i wolność - nie metaforycznie, nie teoretycznie, a całą duszą. Uwielbiał dalekie podróże. Nie wszystko mi wiadomo o jego życiu, ale dobrze wiem, że bywał w Afryce, gdzie od negusa (tytuł władców abisyńskich, ob. Etiopia) otrzymał łaskawe i zupełnie nieprzydatne pozwolenia polowania na słonie i wydobywanie złota w granicach państwa abisyńskiego. Bywał także na Dalekiej Północy, na wyspach Wajgacz i na Nowej Ziemi - niezwykłych krainach półrocznej nocy, ciszy i zorzy polarnej. Zimą, 1919 roku, spotykałem go na petersburskich ulicach w długim, lapońskim małachaju (kaftanie) z jelenich niedonoszonych płodów, wyszywanym po brzegach i na rękawach drobnymi, kolorowymi paciorkami. Wysoki, o dostojnym chodzie, z poważną twarzą - był podobny na zgrabnego, surowego, egzotycznego kapłana.
Uwielbiał samotność, jak wielki kochający wolność ptak nie uznający stada, wijący gniazdo w niedostępnych miejscach. O jego życiu osobistym niewiele wiedziano i mówiono. Komu na przykład było wiadome, że całą pierwszą wojnę światową odsłużył w sumskim pułku husarskim? Usłyszałem o tym od niego tylko raz, kiedy padła ta nazwa, ale tylko krótko odniósł się do tego faktu i nie wyjawił ani jednego szczegółu.
Niedawno dowiedziałem się, że za swoją niezwykłą odwagę był nagrodzony orderem św. Gieorgija, trzeciego stopnia. Jestem pewien, że ta odwaga była opanowana, chłodna i cicha.
Nie dość, że na ochotnika wziął udział  we współczesnej wojnie – to tylko on - jeden! - umiał ją upoetyzować.
Trzeba przyznać, że nie obce mu były stare, śmieszne obecnie zasady: Miłość do ojczyzny, świadomość życiowego długu wobec niej i poczucie honoru. A najważniejsze, że był wierny tym trzem zasadom i zawsze był gotów oddać za nie życie.
Pisał wiersze, nasycone cierpkim wdziękiem, owiane aromatami wysokich gór, gorących pustyń, dalekich mórz i niezwykłych kwiatów, wspaniałe, o pełnym brzmieniu, prężne, w których krótka i pojemna forma ujmuje znacznie więcej, niż zostało powiedziane. Wędrowny rycerz, arystokratyczny włóczęga - rozmiłowany we wszystkich epokach, krajach, zawodach i pozycjach, gdzie ludzka dusza rozkwita w aroganckim heroicznym pięknie. Czytając jego wiersze myśli się, że pisane były z błyszczącymi oczyma, wiatrem we włosach i z dumnym, czułym uśmiechem na ustach, a potem oddawano je obojętnie do druku i z wyniosłym milczeniem przyjmowano cudzą, natrętną opinię. Jedyna nagroda uwięziona była w prawdziwych dreszczach twórczości.
Jak to się stało, że jeden z najbardziej niezależnych, najwytworniejszych, najbardziej wolnych i najdumniejszych ludzi, jakich tylko można było spotkać i wyobrazić, potrafił udźwignąć całą żebraczą tęsknotę, aresztancką ograniczoność, najpodlejszą, najbardziej upokarzającą zależność, serwowaną mu dniem i nocą w każdej niedorzecznej sytuacji, przez to całe, upajające się władzą bydło? Ile wycierpiała jego uskrzydlona dusza w tych czarnych godzinach, obracających wielki kraj w zwartą, śmierdzącą katownię?  
On nigdy nie mógł uczestniczyć w żadnym spisku, bo spisek, to grono osób. W oszalałej, głodnej, zimnej Rosji, sięgającej za granice tego, co może ścierpieć człowiek - spisek pięciu ludzi, to już nie spisek, a zdrada i katastrofa, a Gumilow miał chłodny, sceptyczny i przenikliwy umysł. Nie wydaje mi się także, by udzielił śledczym jakichkolwiek wyjaśnień na temat swoich politycznych przekonań.
Ale wiadomo, że czasami człowiekowi, potrafiącemu głęboko gardzić i zimno nienawidzić, może wyrwać się, być może nawet mimo woli - zaledwie jedno, szybkie jak błyskawica, przenikliwe spojrzenie, ale w nim kat natychmiast odczyta: Jaki z niego karzeł, ohydny, głupi, brudny i tchórzliwy, w porównaniu ze spokojnie stojącą przed nim ofiarą i to... że ta nieskończona różnica pozostanie na wieki wieków. I wtedy już koniec. Wtedy pisana jest śmierć wybrańcowi, którego sam Bóg przy urodzeniu przeznaczył dotknięciem swego palca na wyniosłe życie i okrutny zgon.
Trzeba też zadać pytanie, gdzie był Gorki, kiedy Gumilow straszliwie cierpiał na ul. Grochowej 2, w samotności czekając na dopełnienie się losu? Gorki słowem się nie odezwał w związku z rozstrzelaniem Gumilowa. Być może już na jednym z posiedzeń „Światowej literatury”, gdzie autor "Czełkasza" tak często lubił kłaść nogi na stół i pluć przez zęby, pochwycił na sobie to przypadkowe, roztargnione spojrzenie Gumilowa, kiedy ten krystalizował w swojej świadomości artystyczny wizerunek Gorkiego w gaciach i pantoflach? Tak bywa. Niewidoczne, stalowe nici, rozciągają się czasami od jednych oczu do drugich i po nich przebiegają, jak iskry, straszne myśli, nie potrzebujące formy słownej.

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego